Ten blog ma czterech adresatów. Czwórkę nadzwyczajnych osób. Wyjątkowych. Wspaniałych. Odważnych.
Bo trzeba być kimś wyjątkowym, by wejść w taką intymność. By towarzyszyć komuś w chorobie dewastującej ciało, ale znacznie bardziej dewastującej duszę. Odsłaniającej wszystkie szramy, wszystkie blizny, wszystkie słabości. Kruszącej mity.
I jeszcze większej odwagi potrzeba, by pozostać z kimś, gdy choroba teoretycznie się kończy, a jej skutków teoretycznie nie ma. Ale one są. Ukryte głęboko wciąż się paprzą. Przypominają o sobie z każdym urywanym oddechem kiedy wleczesz się po schodach, każdym wymacanym gdzieś tam zgrubieniem, jakimś bólem tu i tam się odzywającym. Strachem, który przypomina o sobie każdej nocy, kiedy nie możesz spać i bezradnie przewracasz z boku na bok, bo nawet czytać nie masz siły. Gdy pozornie zdrowy, jesteś jeszcze bardziej chory, przerażony, zbłąkany, a prywatne demony mają się nad wyraz dobrze.
Gdyby do tego jeszcze doszła samotność…
Finish Reading: Rok po.